poniedziałek, 6 maja 2013

„Gombrosłownictwo” – jak je rozgryźć?

Pod koniec kwietnia miałam okazję wziąć udział w Gdańskich Spotkaniach Tłumaczy Literatury, odbywających się pod hasłem „Odnalezione w tłumaczeniu”. W tym roku motywem przewodnim był język szwedzki. Jeden z wykładów szczególnie utkwił mi w pamięci.

Drugi z cyklu piątkowych wykładów poświęcony był twórczości Witolda Gombrowicza. Nie od dziś wiadomo, jaką trudność w odbiorze stawia czytelnikom Gombrowicz. Jednakże właśnie na tej trudności, a właściwie zabawie słowem i niejednoznaczności opierają się jego utwory. Jak radzą sobie z twórczością Gombrowicza osoby bezpośrednio z nim związane, czyli jego tłumacze? „Gombrowicz to sztuka nieprzyzwoitości. Jego perwersja leży w wyborze słów.” – wyjaśnia Steffan Ingvarsson, jeden z głównych tłumaczy Gombrowicza na język szwedzki. Uważa on, że kluczem do prozy Gombrowicza są słowa, oddane z odpowiednim fetyszem. To właśnie na tych słowach – kluczach zarówno tłumacz jak i czytelnik muszą się skupić. To bardzo cenna uwaga, biorąc pod uwagę ilość potyczek słownych zawartych między bohaterami chociażby „Trans-Atlantyku”, czy „Ferdydurke”. Ważne przy tym jest, że odpowiedzi czy riposty bohaterów opierają się często tylko na jednym słowie. Ciekawe spostrzeżenia ma również Anders Bodegård, autor przekładu na język szwedzki m.in. „Dziennika” czy „Trans- Atlantyku”: „Twórczość Gombrowicza opiera się na tańcu. Widziałem jak słowa i litery tańczyły ze sobą”. Czy to kolejny klucz do zrozumienia tych jakże niejednoznacznych utworów?

Od zaproszonych gości można było usłyszeć wiele innych ciekawych spostrzeżeń. Tłumacze jednogłośnie zwracali uwagę na dużą ilość idiomów występujących u Gombrowicza. Są one skierowane do nas, Polaków, dlatego trudno przełożyć je na inny język. Nie tylko pod względem leksykalnym, ale również gramatycznym przysporzył Gombrowicz wiele problemów swoim tłumaczom. Bawił się polskimi przypadkami deklinacyjnymi, w celu uzyskania większej groteski, co trudno odzwierciedlić np. w języku szwedzkim czy norweskim, w których to występują obecnie tylko dwa przypadki. Aby lepiej poradzić sobie z tą trudną prozą wielu tłumaczy dopuszczało się eksperymentów, nie zawsze z pozytywnym skutkiem. Tak było np. w przypadku przekładu angielskiego, o czym opowiadał Jerzy Jarniewicz. Próbowano połączyć styl XVIII – wiecznej prozy angielskiej z prozą modernistyczną, ale końcowy efekt okazał się sztuczny i mało przekonywujący.

Mimo wszystkich problemów wiążących się ze spuścizną Gombrowicza, jego proza nadal cieszy się dużym zainteresowaniem. Aktualnie dużo mówi się o jego „Dziennikach”. Niebawem w Norwegii ukaże się druga ich część, przetłumaczona przez norweską literaturoznawczynię Agnes Banach. Miejmy nadzieję, że Gombrowicz „zatańczy” w wielu kolejnych norweskich i nie tylko norweskich domach.

Autor: Beata Olejnik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz